Kevin-Spacey-in-House-of-Cards-Season-2-Chapter-26

Z pewnością doskonale się orientujecie, czym jest Netflix. Dla tych, którzy właśnie opuścili swoją kryptę po kilkunastu latach drzemki, krótka informacja - Netflix to amerykański portal internetowy, który łączy w sobie telewizję z wypożyczalnią filmów oraz seriali. Amerykański serwis streamingowy wchodzi właśnie na francuski rynek, ale jest jedno poważne "ale" - nie będzie to dokładnie ten sam Netflix, którym od lat cieszą się Amerykanie. Francuska wersja serwisu będzie się różniła pod kątem zawartości. Zabraknie w niej na przykład serialu, który obok "Gry o Tron" jest najczęściej piracony w naszym kraju - tak, to prawda: we francuskim Netflix nie będzie "House of Cards". Co więcej, gdyby serwis zdecydował się wreszcie wyjść i na polski rynek, sytuacja wyglądałaby identycznie. O co chodzi? O umowy licencyjne, rzecz jasna. To najbardziej jaskrawa różnica pomiędzy amerykańskim a francuskim Netflixem, ale niestety nie jedyna. Francuzi nie znajdą w swojej ofercie kultowych "Twin Peaks" ani "Z Archiwum X", na próżno będą też szukać nowszych "The West Wing", "The Walking Dead" czy też "The Mad Men". "House of Cards" pozostaje jednak najbardziej absurdalnym tytułem na tej liście, głównie ze względu na to, iż jest to oryginalna produkcja Netflix i jedna z najważniejszych lokomotyw promocyjnych tego serwisu. Powodem tego bałaganu jest fakt, że Netflix wcześniej sprzedał już prawa do swojego serialu francuskiemu Canal+ i teraz nie może go oferować, gdyż łamałby podpisane wcześniej umowy. Gdyby teraz Netflix zawitał do Polski (na co czeka wielu internautów, obecnie zmuszonych do piracenia serialu lub przepłacania w telewizjach komercyjnych), sytuacja wyglądałaby identycznie. Zasięg "House of Cards" nie zmieniłby się ani na jotę - prawa do tego serialu zostały już u nas dawno pdsprzedane, do NC+ i innych platform VoD. Różnice programowe działają jednak w obie strony. Na przykład Francuzi obejrzą "Penny Dreadful", którego Amerykanie nie znajdą w ofercie Netflix.